Skąd ten pomysł? Chęć zmiany taryfikatora w przypadku zawodowców jest wynikiem oceny, wystawionej przez społeczeństwo, dla którego priorytetem jest bezpieczeństwo na drogach.
Oceny krzywdzącej, bo jak pokazują dane większość zawodowych kierowców i jeździć potrafi i przepisy respektuje. Niestety wizerunek profesji psuje grupa, która choć niewielka jest w stanie narobić sporego galimatiasu. Należą do niej kierowcy pracujący w pośpiechu i z przekonaniem, że przepisy nijak się mają do drogowej rzeczywistości. W ślad za tym bez pardonu wymuszają pierwszeństwa, unikają rozumienia jazdy na tzw. suwak, czy nawet nie zadają sobie trudu, aby wziąć pod uwagę istnienie dwóch pasów zamiast jednego.
Zmęczeni tym Polacy coraz głośniej mówią stop drogowej samowolce. Żądają wysokich mandatów, pewni, że jak kara adekwatna będzie do przewinienia to zdrowy rozsądek szybko wróci. Tym samym przypominają, że skoro do prowadzenia ciężkiego i trudnego pojazdu wymagane są zróżnicowane kategorie prawa jazdy oznacza to też większą odpowiedzialność. A w ślad za nią wyższy mandat za przekroczenie prędkości czy jazdę na czerwonym świetle, bo kto jak kto, ale profesjonalista najlepiej wie, jaka jest długość hamowania załadowanej po brzegi ciężarówki.
Regulację, zanim ta nabierze kształtu poprzedzają badania. Już dziś pewne jest, że nie ma słabych stron proponowanego rozwiązania, ponieważ „przepisowi” kierowcy nic nie zapłacą. W przypadku tych drugich nie uratuje ich zwyczajowa opowieść o terminach, wściekłym spedytorze i limicie czasu pracy – okazuje się, że nawet najbardziej ci frywolni nie lubią, jak boli kieszeń, więc wjeżdżając do kraju z wysokim taryfikatorem grzecznie zdejmują nogę z gazu!